expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 1 października 2015

Moje dziecko ma szary nudny pokój

Niejednokrotnie spotkałam się w internetach z opiniami, że te tak modne ostatnimi czasy szarości to dla dziecka nijak, że smutno, że dziecko potrzebuje stymulacji kolorami itd. itp. Nie przemówiły do mnie te argumenty. Może dlatego, że dotychczasowy pokój młodego w słonecznych kolorach, z udekorowanymi ścianami przyprawiał mnie o ból głowy, a sam dziedzic w ogóle nie chciał się tam bawić. Może jego też bolała tam głowa od nadmiaru tej stymulacji?


Wszystko zaczęło się od kartki papieru. Zdecydowana na zmiany poświęciłam weekend na szukanie inspiracji w internetach i rysowanie. Efekt końcowy nie jest dokładnie taki, jak na rysunku, a to dlatego, że w praktyce półki domki, które znalazłam okazały się większe, niż te zamierzone. Chciałam zrezygnować z półki pod sufitem, jednak gdzieś trzeba było ustawić książki, na które jeszcze jest za mały i schować zabawki i gry, które czekają aż podrośnie. Półka została - szara oczywiście. Zaplanowałam skonstruowanie sofy/domku ale po ułożeniu materaców stwierdziłam, że muszę to jeszcze dwa razy przemyśleć i póki co zostało tak. Jeśli zdecyduję się na kostrukcję, będzie to fajna niespodzianka, napewno go ucieszy. Są też na kartce takie rzeczy, jak "albo" chmurki "albo" gwiazdki. Razem byłoby tego za dużo. Zresztą z wielu drobiazgów przy realizacji zrezygnowałam, żeby nie przesadzić.

Zaczęło się od malowania na szaro i szaro no i jeszcze na bardziej szaro i wyklejania pasków.  Gwiazdki malowałam na zasadzie makgaiwera wyciełam z folii samoprzylepnej szablony "na oko" i jak widać na zdjęciu dały radę.

Ściany pomalowałam w trzech odcieniach szarości, jedną zostawiłam białą. Namalowałam gwiazdki i domki. Na podłogę poszły jasne panele. Nieplanowanym dodatkiem okazała się moskitiera, ale mam wrażenie, że mu się podoba. Na tą chwilę zrezygnowałam z kupna łóżka, Młody w lipcu skończył dwa lata, mieści się spokojnie w łóżeczku, które ma 70cm szerokości. Ograniczyłam się do usunięcia kółek i wycięcia dwóch szczebelków, żeby mógł sam wchodzić i wychodzić kiedy zechce.

Miałam cztery materace z łóżeczek turystycznych, z którymi nie wiedziałam co począć. Uszyłam na nie pokrowiec i tak powstała sofa, na której Młody bardzo chętnie ucina sobie popołudniową drzemkę. Uszyłam poszewki na poduszki i voila. Może jeszcze zdecyduję się na zbudowanie domku, ale obawiam się o wysokość. W tej chwili sofa przydaje mi się kiedy razem się bawimy, a jak ją zabuduję, to już nie będę miała gdzie swobodnie usiąść. Ot matka egoistka. 

Na ścianie miałam w planach powieszenie kilku ramek z obrazkami. W praktyce wyszło nieco inaczej. Jeden z lekarzy Ślubnego naszkicował śliczny portret Młodego, Pani z przedszkola dała mi na zakończeniu kursu P1 radosną twórczość Młodego i stwierdziłam, że te rzeczy bardziej zasługują na swoje miejsce w jego królestwie, niż jakieś ładne, ale kupne obrazki.

Długo szukałam półek domków, aż znalazłam. Kupiłam dwa, bo są dość duże i nie chciałam przesadzić. Przemalowałam je na biało, żeby pasowały do reszty mebli. Pozostałe dwa domki to moje dzieło, wycięłam deseczki, pomalowałam i gotowe.
 














Jako kolor dodatków wybrałam trawiastą zieleń. W takim kolorze były szuflady komody, co ułatwiło mi wybór. Młody jako posiadacz AZS nie powinien mieć dywanów itp, kupiłam więc łazienkowe kropki i mało, że fajnie wyglądają, są świetnym elementem do zabawy, robimy na nich parkingi, albo pastwiska dla owieczek, albo po prostu skaczemy z jednej na drugą. Jak się zabrudzą wrzucam do pralki i są jak nowe. Kupiłam zieloną lampkę, która daje przyjemne światło skierowane w górę. Takie w sam raz do zasypiania. 

Co do smutnego, szarego pokoju to sami oceńcie. Mi się wydaje, że z zabawkami i tymi zielonymi akcentami wcale nie jest tu smutno, ani szaro. Za to kącik do spania jest ciemniejszy, Młody świetnie się wycisza i z chęcią zasypia w swoim łóżeczku.

















 


Całe zamieszanie zajęło mi tydzień. Pewnie z profesjonalną pomocą byłoby szybciej i pewnie lepiej i w ogóle superpro, ale jestem z siebie i tak dumna, a Młody pokochał swój pokój od pierwszego dnia i to jest dla mnie najważniejsze.

Koszt biały H&M Home 
tutaj
Kosz czarno biały H&M Home
tutaj
Szafa Ikea
tutaj
Moskitiera i dywaniki Jysk
podobne tu
Poduszki w paski H&M Home
tutaj

poniedziałek, 28 września 2015

szafki nocne DIY



Szafki nocne



Już od dłuższego czasu zastanawiałam się, jakie szafki nocne wymyślić do sypialni. Zakupilismy spore łóżko co zredukowało trochę i tak niedużą już przestrzeń po obu jego bokach.Tak sobie stało i czekało na wenę, jako że generalnie nie gustuję w "zbieraczach śmieci" jak nazywam klasyczne szafki nocne. Wena nadeszła pewnego niedzielnego popołudnia. Swoim starym zwyczajem, jeśli jestem w stanie zrobić coś sama, nie kupuję. Tak oto na tapetę idą dwie drewniane skrzynki po winie.







Farba akrylowa w kolorze białym, pędzel, klej do decoupage, papier ryżowy, werniks i jedziemy

 .  


Pierwszym krokiem przy kadej tego rodzaju pracy jest usunięcie ewentualnych zabrudzeń. Następnie malujemy i czekamy aż farba wyschnie. Kolejnym etapem jest aplikacja papieru ryżowego. Zadanie dziecinnie proste, w technikach decoupage papier ryżowy uważany jest za jeden z tych materiałów, które wręcz ciężko zepsuć. Po dokładnym wyschnięciu kleju nanosimy na całość werniks. 




Szafki sztuk dwie, jedna damska, druga męska zawędrują do sypialni określając tym samym też kto gdzie ma spać i swoje graty zostawiać.




Kolejny krok to zaprzyjaźnienie się z wiertarką. Rzecz, która napawa mnie strachem od samego poczatku projektu. Z racji niedyspozycyjnosci ślubnego trzeba sobie radzić. Zasady działania objaśnione nieco mętnie przez telefon, nawet uświadomił mnie o istnieniu jakiejś tam gwiazdki do dokręcania wierteł, jakoś to bedzie.
No i jakoś to było, szafki wiszą. Nikt inny takich mieć nie będzie. Ot co. Tak się zastanawiam, czy moja niechęć do wszelkiego rodzaju szufladek w takich meblach zda egzamin. Zbierają się w nich różne dziwne rzeczy, nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co i jakim sposobem tam dotarły, efekt końcowy jest taki że szuflada ledwo się domyka, a telefon, książka itp i tak leżą na blacie. Także został sam blat. W planie jest, w razie gdyby nie posiadanie szuflad nie funkcjonowało, postawienie dwóch wiklinowych koszyków, po jednym w każdej. Koszyki nie bedą miały pokrywki, więc trzeba będzie je kontrolować, coby sie tałatajstwo nie wysypywalo. Takie moje pobożne życzena ech. Ślubny, jako glówny bałaganiarz w domu zostal uświadomiony, iż wkręty nie są bardzo mocne (ściema, ale jakoś trzeba się ratować), więc może ryzyko spadnięcia mojego dzieła i roztrzaskania się o podłogę powstrzyma go od stworzenia kolejnego magazynu cudów wszelkiej maści.